Przejdź do głównej zawartości

Gazeta codzienna

 ! I chcial chwycic prawa dlon starego komtura, lecz ow odsunal sie szybko i rzekl: -Z dala, niewolniku! czego chcesz? -Wypuscilem z jenstwa Bergowa i przyszedlem sam, boscie obiecali, że za to oddacie mi dziecko, ktore sie tu znajduje. -Kto ci obiecywal? - spytal Danveld. -W sumieniu i wierze ty, komturze! 7 -Swiadkow nie znajdziesz, ale za nic swiadkowie, gdy chodzi o czesc i slowo.-Na twoja czesc! na czesc Zakonu! - zawolal Jurand. -Tedy corka bedzie ci oddana! - odpowiedzial Danveld. Po czym zwrocil sie do obecnych i rzekl: -Wszystko, co go tu spotkalo - niewinna to igraszka, nie w miare jego wystepkow i zbrodni. Ale żesmy przyrzekli wrocic mu corke, jesli sie stawi i upokorzy przed nami, tedy wiedzcie, że slowo Krzyżaka ma byc jako slowo Boże niewzruszonym i że owa dziewke, ktorasmy rozbojnikom odjeli, darujem teraz wolnoscia, a po przykladnej pokucie za grzechy przeciw Zakonowi i jemu do domu wrocic dozwolimy. Zdziwila niektorych taka mowa, gdyż znajac Danvelda i jego dawne do Juranda urazy nie spodziewali sie po nim tej uczciwosci. Wiec stary Zygfryd, a z nim razem Rotgier i brat Gotfryd spogladali na niego podnoszac ze zdumienia brwi i marszczac czola, ow jednakże udal, że tych pytajacych spojrzen nie widzi, i rzekl: -Corke ci pod straża odeslem, ty zas tu ostaniesz, poki straż nasza bezpiecznie nie wroci i poki okupu nie zaplacisz. Jurand sam byl nieco zdumiony, albowiem już byl stracil nadzieje, by nawet dla Danusi ofiara jego mogla sie na cos przydac, wiec spojrzal na Danvelda prawie z wdziecznoscia i odpowiedzial: -

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Bog ci zaplac, komturze! -Poznaj rycerzy Chrystusa - rzekl Danveld. A na to Jurand: -Jużci z niego wszelkie milosierdzie! Ale żem też dziecka kes czasu nie ogladal, pozwolże mi dziewke obaczyc i poblogoslawic. -Ba, i nie inaczej jak wobec nas wszystkich, aby zas byli swiadkowie naszej wiary i laski. To rzeklszy kazal przybocznemu giermkowi sprowadzic Danusie, sam zas zbliżyl sie do von Lowego, Rotgiera i Gotfryda, ktorzy otoczywszy go poczeli szybka i żywa rozmowe. -Nie przeciwie sie, lubo nie takis mial zamiar - mowil stary Zygfryd. A goracy, slynny z mestwa i okrucienstwa Rotgier mowil: -Jak to? nie tylko dziewke, ale i tego diabelskiego psa wypuscisz, aby znow kasal? -Nie tak ci jeszcze bedzie kasal! - zawolal Gotfryd. -Ba!,,, zaplaci okup! - odparl niedbale Danveld. -Chocby wszystko oddal, w rok dwa razy tyle zlupi. -Nie przeciwie sie co do dziewki - powtorzyl Zygfryd - ale na tego wilka nieraz jeszcze owieczki zakonne zaplacza. -A nasze slowo? - spytal usmiechajac sie Danveld. -Inaczej mowiles,,, Danveld wzruszyl ramionami. -Malo wam bylo uciechy? - spytal. - Chcecie wiecej? Inni zas otoczyli znow Juranda i w poczuciu chwaly, ktora z uczciwego postepku Danvelda spadla na wszystkich ludzi zakonnych, poczeli mu sie chelpic do oczu: -A co, lamignacie! - mowil kapitan zamkowych lucznikow - nie tak by postapili twoi poganscy bracia z chrzescijanskim naszym rycerzem! -Krew zas nasza tos pijal? -A my ci za kamien chlebem,,, Ale Jurand nie uważal już ni na pyche, ni na pogarde, ktora byla w ich slowach: serce mial wezbrane a rzesy wilgotne. Myslal, że oto za chwile zobaczy Danusie i że zobaczy ja istotnie z ich laski, wiec spogladal na mowiacych prawie ze skrucha i wreszcie odrzekl: -Prawda! prawda! bywalem wam cieżki, ale,,, nie zdradliwy. Wtem w drugim koncu sali jakis glos krzyknal nagle: „Wioda dziewke!" - i naraz w calej sali uczynilo sie milczenie. Żolnierze rozstapili sie na obie strony, gdyż jakkolwiek żaden z 8 nich nie widzial dotad Jurandowny, a wieksza ich czesc z powodu tajemniczosci, ktora Danveld otaczal swe uczynki, nie wiedziala nic o jej pobycie w zamku, jednakże ci, ktorzy wiedzieli, zdażyli już teraz szepnac innym o przecudnej jej urodzie. Wszystkie wiec oczy skierowaly sie z nadzwyczajna ciekawoscia na drzwi, przez ktore miala sie ukazac.Tymczasem naprzod ukazal sie giermek, za nim znana wszystkim slużka zakonna, ta sama, ktora jeździla do lesnego dworca, za nia zas weszla przybrana bialo dziewczyna, z rozpuszczonymi wlosami przewiazanymi wstażka na czole. I nagle w calej sali rozlegl sie na ksztalt grzmotu jeden ogromny wybuch smiechu. Jurand, ktory w pierwszej chwili skoczyl byl ku corce, cofnal sie nagle i stal blady jak plotno, spogladajac ze zdumieniem na spiczasta glowe, na sine usta i na nieprzytomne oczy niedojdy, ktora mu oddawano jako Danusie. -To nie moja corka! - rzekl trwożnym glosem. -Nie twoja corka? - zawolal Danveld. - Na swietego Liboriusza z Padebornu! To albosmy nie twoja zbojom odbili, albo ci ja jakis czarownik zmienil, bo innej nie masz w Szczytnie. Stary Zygfryd, Rotgier i Gotfryd zamienili z soba szybkie spojrzenia, pelne najwiekszego podziwu nad przebiegloscia Danvelda, ale żaden z nich nie mial czasu odezwac sie, gdyż Jurand poczal wolac okropnym glosem: -Jest! jest w Szczytnie! Slyszalem, jako spiewala, slyszalem glos mojego dziecka! Na to Danveld obrocil sie do zebranych i rzekl spokojnie a dobitnie: -Biore was tu obecnych na swiadkow, a szczegolnie ciebie, Zygfrydzie z Insburka, i was, pobożni bracia, Rotgierze i Gotfrydzie, że wedle slowa i uczynionej obietnicy oddaje te dziewke, o ktorej pobici przez nas zbojcy powiadali, jako jest corka Juranda ze Spychowa. Jesli zas nia nie jest - nie nasza w tym...do opactwa, siedzialo kilku ludzi sluchajac opowiadania wojaka bywalca, ktory z dalekich stron przybywszy prawil im o przygodach, jakich na wojnie i w czasie podroży doznal. Czlek byl brodaty, w sile wieku, pleczysty, prawie ogromny, ale wychudly; wlosy nosil ujete w patlik, czyli w siatke naszywana paciorkami; na sobie mial skorzany kubrak z pregami wycisnietymi przez pancerz, na nim pas, caly z miedzianych klamr; za pasem noż w rogowej pochwie, przy boku zas krotki kord podrożny. Tuż przy nim za stolem siedzial mlodzienczyk o dlugich wlosach i wesolym spojrzeniu, widocznie jego towarzysz lub może giermek, bo przybrany także po podrożnemu, w taki sam powyciskany od zbroicy skorzany kubrak. Reszte towarzystwa stanowilo dwoch ziemian z okolic Krakowa i trzech mieszczan w czerwonych skladanych czapkach, ktorych cienkie konce zwieszaly sie im z boku aż na lokcie. Gospodarz Niemiec, w plowym kapturze z kolnierzem wycinanym w zeby, lal im z konwi sytne piwo do glinianych stagiewek i nasluchiwal ciekawie przygod wojennych. Jeszcze ciekawiej jednak sluchali mieszczanie. W owych czasach nienawisc, jaka dzielila za czasow Lokietkowych miasto od rycerskiego ziemianstwa, znacznie już byla przygasla, mieszczanstwo zas nosilo glowy gorniej niż w wiekach poźniejszych. Jeszcze ceniono ich gotowosc ad concessionem pecuniarum; dlatego też nieraz zdarzalo sie widziec w gospodach kupcow pijacych za pan brat ze szlachta. Widziano ich nawet chetnie, bo jako ludzie, u ktorych o gotowy grosz latwiej, placili zwykle za herbowych. Tak wiec siedzieli teraz i rozmawiali mrugajac od czasu do czasu na gospodarza, aby napelnial stagiewki. -Toscie, szlachetny rycerzu, zwiedzili kawal swiata? - rzekl jeden z kupcow. -Niewielu z tych, ktorzy teraz ze wszystkich stron sciagaja do Krakowa, widzialo tyle - odpowiedzial przybyly rycerz. -A niemalo ich sciagnie - mowil dalej mieszczanin. - Wielkie gody i wielka szczesliwosc dla Krolestwa! Prawia też, i to pewna, że krol kazal cala lożnice krolowej zlotoglowem szytym perlami wyslac i takiż baldachim nad nia uczynic. Zabawy beda i gonitwy w szrankach, jakich swiat dotad nie widzial. -Kumotrze Gamroth1, nie przerywajcie rycerzowi - rzekl drugi kupiec. -Nie przerywam ja, kmotrze Eyertreter2, tylko tak mysle, że i on rad bedzie wiedzial, co prawia, bo pewnie sam do Krakowa jedzie. Nie wrocim i tak dzis do miasta, gdyż bramy przedtem zamkna, a w nocy gad, ktory sie w wiorach rodzi, spac nie daje, wiec mamy czas na wszystko. -A wy na jedno slowo odpowiadacie dwadziescia. Starzejecie sie, kmotrze Gamroth! -Ale sztuke wilgotnego sukna pod jedna pacha jeszcze dźwigne. 1 Nazwiska, a raczej przezwiska wspolczesne. 2 Nazwiska, a raczej przezwiska wspolczesne. 4 -O wa! takiego

Komentarze

  1. Any forums that cover the same topics talked about in this article? I’d really like to be a part of an online community where I can get responses from other experienced individuals that share the same interest. If you have any recommendations, please let me know. Appreciate it! This is such a great post. GTbank recruitment portal

    OdpowiedzUsuń
  2. This is such an awesome and informative blog. I always like your blog because your blog posts are very impressive, that’s why I always prefer your blog to read. gtbank graduate trainee salary

    OdpowiedzUsuń
  3. I can’t believe focusing long enough to research; much less write this kind of article. You’ve outdone yourself with this material without a doubt. Also check free magazine subscriptions

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Alfieri munkája megemlíti

 Az újság nemcsak a La Rioja társadalomban telepedett le, hanem olyan helyen is elhelyezkedett, amely tiszteletben tartotta az őt azonosító márkát. Ezt mutatta be egy szerkesztőség, amely a radikális Arturo Illiát megdöntő diktatúra állításaira reagált: „Azok közülünk, akiknek a felelősségünk a véleménynyilvánítás szabadságának védelme a gyakorlatban, ellenállnak a megfélemlítésnek és a kényszerítésnek. Az újságíró olyan ember, aki félelem és fegyverek nélkül járja végig az életet, aki bízik az emberekben, és elidegeníthetetlen elkötelezettségként vállalja a közösség állandó értékeinek védelmét olyan emberi csoportokkal szemben, amelyeknek nincs több törvényük, egyszerűbb és egyszerűbb, mint a hatalom. erőszakkal megadva” – írta a „Bátor kövér”, ahogy egy gondolkodó, aki akkoriban barátságba került vele, Arturo Jauretche. Nyilvános és szoros volt az a kapcsolat is, amelyet a büszke ateista Paoletti nem sokkal azután ápolt, hogy Enrique Angelelli Cordobából 1968-ban püspökként a tartomá